Tropem powieści Małgorzaty Musierowicz:

Opis powyższych wydarzeń możemy odnaleźć w „Kalamburce”. W szpitalu pracował też Mamert Kowalik, do którego nieraz po pomoc medyczną zgłaszali się Borejkowie. Bywała nietypowa - w pewien sylwestrowy wieczór doktor Kowalik kolejno wyjmował żarówki z ust aż trzem osobom - Józinkowi, Ignacemu Grzegorzowi oraz… taksówkarzowi („Język Trolli”).
Przeczytaj o tym, co działo się w szpitalu w czasie wydarzeń Poznańskiego Czerwca ‘56:
Gizela wyciągnęła rękę i kurczowo złapała za framugę drzwi.
Cały szpitalny korytarz zastawiony był łóżkami i noszami na kółkach. Starsza kobieta szła za zmęczonym lekarzem w zakrwawionym kitlu i pytała o syna. Ludzie błąkali się pomiędzy rannymi, szukając swoich bliskich.
– Kto może, niech stąd znika – powiedział inny lekarz, młody i szybki, przechodząc od schodów w głąb korytarza. – Na parterze już chodzą i robią listę rannych!
(Małgorzata Musierowicz “Kalamburka”)

Posłuchaj, do czego mogą doprowadzić eksperymenty z żarówką (audiobook "Język Trolli", wyd. Labreto):
Wolisz przeczytać? Kliknij, by rozwinąć.
Podwiezieni zostali z fasonem pod samo główne wejście od ulicy Mickiewicza. Taksówkarz nie chciał na nich zaczekać. Spieszył się bardzo. I dobrze, po co by miał czekać, pomyślał Józinek. Przecież z powrotem wrócą sobie swobodnym spacerkiem, z podniesionym czołem i ustami opróżnionymi z żarówki.
Zapach szpitala. Uff, uff. Oszklony boks recepcji z dwiema ładnymi dziewczynami w białych kitelkach. Józinek minął je spiesznie, osłaniając twarz szalikiem. Za jego plecami babcia pytała o doktora Kowalika i uzyskała odpowiedź, że jest w izbie przyjęć.
Długi korytarz na parterze przebył Józinek truchtem, przez nikogo na szczęście niewidziany. Na krzesełkach pod ścianą nikt dziś nie przesiadywał, ale niedługo z pewnością się pojawią pierwsze ofiary sylwestra.
Weszli do izby przyjęć i od razu ujrzeli wózek, na którym leżał pijak o fioletowej twarzy. W całym pomieszczeniu śmierdziało denaturatem, a pan doktor – siwy, przygarbiony, z wąsem – nachylał się nad pacjentem i kończył zszywanie rany na jego czole.
– Kogo widzę! – rzekł, spojrzał raz jeszcze i uniósł brwi. – Co ten mały ma w buzi? – spytał, zawieszając w powietrzu rękę uzbrojoną w igłę.
Babcia mu powiedziała.
– Aha. Momencik – rzucił doktor Kowalik bez emocji. – Siadajcie. Zaraz będę gotów.
I tak właśnie należało traktować tę sprawę. Bez emocji. Bez głupkowatych komentarzy i bez drwin. Józef Pałys zawsze szanował doktora Kowalika, a teraz miał ku temu dodatkowe, osobiste powody.
Odprężył się. Wszystko będzie dobrze. Duże dłonie doktora pracowały z zegarmistrzowską precyzją. Nachylony w skupieniu nad pijanym dziadygą, zszywał mu czoło najstaranniej jak umiał. Wreszcie skończył, pielęgniarka przetoczyła wózek z pocerowanym pijaczyną do sąsiedniego pomieszczenia, a doktor zdjął i wyrzucił rękawiczki, po czym podszedł do Józinka. Jego ręce były szybkie, ciepłe i mocne. Delikatnie obmacał mu wypchane żarówką policzki i wyjaśnił:
– Nastąpił skurcz mięśni żwacza. Żaden problem, chłopcze. Mam nadzieję, że się nie boisz zastrzyków?
Józinek ostrożnie pokręcił głową.
– On się niczego nie boi – powiedziała babcia z, jak mu się zdawało, autentyczną dumą.
– Zrobimy po jednym z każdej strony – rzekł doktor, wciągając kolejną parę cienkich rękawiczek. – To będzie środek znieczulający – ciągnął, wyjmując jednorazową strzykawkę i odłamując koniec ampułki. – Mięsień od razu zwiotczeje. A jak już minie skurcz, wyjmiemy żarówkę bez trudu.
Tak. Tak właśnie powinien postępować lekarz. Żadnych komentarzy, żadnych kpin, czysta rzeczowość, kompetencja i profesjonalizm. Józinek postanowił, że przy najbliższej okazji, od niechcenia, przekaże rodzicom, z punktu widzenia pacjenta, kilka podstawowych prawd. Tymczasem został obustronnie nakłuty i już po chwili zimne odrętwienie zaczęło ogarniać jego policzki.
Czy mu się zdawało, czy też naprawdę usłyszał stłumiony chichot pielęgniarki?
Rzucił jej groźne spojrzenie. Natychmiast spoważniała.
– O! – siup! – i gotowe! – powiedział doktor Kowalik, gładziutko wyjmując żarówkę z jego ust. – No, dobrze, chłopie. Już po kłopocie – poklepał go po łopatce i dorzucił: – A jak znów kiedyś będziesz chciał zjeść żarówkę, to wybieraj te najmniejsze rozmiary. Byłoby trudniej, jakbyś mi tu przyszedł z dwusetką w buzi.
(Małgorzata Musierowicz “Język Trolli”)
Zamieszczone na stronie ilustracje oraz fragmenty audiobooków to materiały chronione na mocy prawa autorskiego. Niedozwolone jest ich powielanie, kopiowanie, przetwarzanie i wykorzystywanie poprzez dalszą publikację.
Następny przystanek:
Poprzedni przystanek:
Poznański Szlak Jeżycjady®
Trasa łącząca poznańskie fyrtle opisane na kartach powieści z serii Jeżycjada®, zrealizowana dzięki współpracy Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej, Wydawnictwa Labreto oraz Legimi S.A. przy życzliwym wsparciu Małgorzaty Musierowicz.
Więcej informacji o szlaku:
Jak zwiedzać?
- Wybierz się na spacer z naszym przewodnikiem online:
- albo skorzystaj z ulotki - mapki: