Święty Marcin z Tours był rzymskim legionistą, który w czasie jednej z mroźnych zim podzielił się z żebrakiem połową płaszcza. W ten sposób stał się symbolem miłosierdzia. Historia ta była częstym tematem listopadowych kazań w poznańskich kościołach, w dniu będącym wspomnieniem świętego. Ponoć podczas jednego z nich, w 1891 roku, ks. Jan Lewicki wezwał wiernych by wspierali potrzebujących. Apelu wysłuchał cukiernik Józef Melzer. Postanowił upiec i rozdać ubogim kilka blach specjalnie przygotowanych rogali. Pomysł podchwycili inni i tak narodziła się tradycja wypieku rogali świętomarcińskich. To najbardziej znana wersja tej historii. Czy tak było naprawdę? Chyba nie do końca... Wiemy bowiem, że reklamy rogali ukazywały się w lokalnej prasie dużo wcześniej przed opisanymi wydarzeniami. Można je spotkać nawet w latach 50. i 60. XIX wieku.
Choć dziś rogale można kupić przez cały rok, to słodkie apogeum następuje 11 listopada. Według tradycji właśnie wtedy smakują najlepiej i sprzedaje się ich najwięcej. Podczas obchodów imienin ulicy Św. Marcin poznańskie cukiernie sprzedają nawet kilkaset ton smakołyku.
Dlatego tak ważne jest źródło pochodzenia Rogali Świętomarcińskich. Te prawdziwe, a zatem najlepsze pochodzą wyłącznie z Poznania i Wielkopolski. Ich unikatowość została doceniona i w 2008 roku Rogal Świętomarciński stał się produktem regionalnym chronionym przez Unię Europejską. Poznański Cech Cukierników i Piekarzy przeprowadza regularną certyfikację rogali i tylko te spełniające surowe wymogi mogą nosić miano Rogala Świętomarcińskiego. Każdego roku to prawo, ale i zaszczytne wyróżnienie otrzymuje około 100 wielkopolskich cukierni oraz piekarni.
Typowy rogal świętomarciński waży około 250 gramów i ma nawet 1200 kalorii, czyli tyle, co porządny obiad. Ale kto by się tym przejmował? W końcu tradycja zobowiązuje, a na dietę można przejść 12 listopada.